Trudno powiedzieć, co było zapalnikiem, tą iskrą, która sprawiła, że powstał tygodnik Głośno!. Jakie nagromadzenie wybuchowych oparów, mieszanki furii, bezradności, osłupienia, wkurwu, poczucia niesprawiedliwości sprawia, że następuje zapłon?
Czy był to kolejny tekst w mediach o „tragedii w rodzinie”, w którym znów unikano jak ognia słowa „kobietobójstwo”? Czy może pełen mizoginii i pogardy dla matek wywiad z sędzią Żurkiem w Gazeta.pl, i brak możliwości polemiki? Albo kiedy słowa zabójcy Natalii, że „coś w nim pękło”, narracja ocieplająca wizerunek mordercy, powtórzona przez większość tytułów i natychmiast podchwycona w nienawistnych komentarzach – kiedy to media dały kobietobójcy głos tuż po tym, jak odebrał go na zawsze swojej partnerce? Czy może kolejny artykuł psychologizujący ofiary przemocy, z tezą, że nasz konstrukt psychiczny pcha nas w ramiona oprawców? Lub publikowane z pełną powagą banialuki o „nieutulonym wewnętrznym dziecku”, tej niby praprzyczynie wielkiego kryzysu społecznego i przestępczego, którym jest przemoc wobec kobiet?
Niewątpliwie każdy z tych tekstów był podpałką. Każdy budził gniew, tak jak budzi go każda dramatyczna opowieść kolejnej kobiety, dręczonej przemocą poseparacyjną i instytucjonalną, gdy zaczyna szukać pomocy i styka się z obojętnością, niedowierzaniem, pogardą, z cynizmem, z prawnymi sztuczkami i taktykami. Dla mediów jednak jest to za mało dramatyczne, za mało nośne.
Ostatecznie zdecydowało co innego: brak w przestrzeni publicznej głosu kobiet doświadczonych przemocą, którym odmawia się prawa do wyrażenia opinii o systemie przeciwdziałania przemocy i ochronie poszkodowanych – o systemie, który nie działa. Nasz głos okazuje się być potrzebny tylko wtedy, kiedy mamy zdać relacje z przemocy, im bardziej krwawą, tym dla mediów lepiej, bez prawa do stawiania pytań, do żądań, kwestionowania i do złości. To głos, który się nam odbiera, gdy chcemy porozmawiać, na bazie naszych doświadczeń, o zjawisku, które znamy. Gdy chcemy dyskutować, wyrazić swoje zdanie, proponować rozwiązania, dać upust frustracji. Do poważnej merytorycznej rozmowy media zapraszają ekspertów; wtedy się nam już dziękuje, już nic tam po nas.
Traktuje się nas protekcjonalnie, pobłażliwie, interesownie, jako materiał do wykorzystania. Ociera się nam łzy, gładzi po główce, przykleja plasterki. Brakuje tylko pluszaka. Bezwolna słaba ofiara, zagubiona w świecie – taka postać pasuje do scenariusza. Potem nad naszym losem toczy się debaty, stawia się tezy, nadaje się naszym słowom sens. Ilustruje się nasze historie zdjęciami pobitych kobiet, cementują kolejny stereotyp: przemoc to sińce i razy, wynik patologicznej dynamiki związku lub deficytów psychologicznych partnerów. Przemocowa patriarchalna kultura w tym scenariuszu nie istnieje.
Jest jeszcze jeden powód, bardzo istotny. Przemoc dotyka każdą z nas, w różnej formie i skali, dlatego każda, bez względu na finansowe możliwości, powinna móc skorzystać z wiedzy o przemocy. Niestety, dostęp do tej wiedzy stał się limitowany, ograniczany zasobnością portfela. Nawet jeśli to wiedza ratująca życie. Doradcy, specjaliści, kobiety, które dzielą się doświadczeniami, terapie, książki, webinary – wszystko to staje się dostępne tylko wtedy, gdy zapłacimy. Social media natomiast, poprzez algorytmy, ograniczają „niewygodnym, kontrowersyjnym” tematom zasięgi. Użyteczna wiedza o przemocy jest towarem ekskluzywnym albo zamkniętym w małych banieczkach. Pozostają nam tylko media, darmowe serwisy informacyjne, w których rządzi krew i mocne nagłówki. Albo pycha, bezmyślność, ignorancja. Nasz tygodnik będzie zawsze darmowy.
Potrzebujemy przestrzeni, by o przemocy rozmawiać naszymi głosami. Bez ograniczeń. Bez monetyzowania treści. Bez cenzury, bez reprymend, obwiniania, psychologizacji, eufemizacji, normalizowania i racjonalizowania. Bez wniosków pochopnych lub z dupy. Potrzebujemy swojej przestrzeni, w której wybrzmi prosty fakt: przemoc wobec nas to zbrodnia, ordynarny czyn karalny, którego źródłem są patriarchalne przekonania i mity. Potrzebujemy miejsca, w którym z pełną wiarą w swoje zasoby twierdzimy, że w kwestii przemocy wobec kobiet to my, kobiety, jesteśmy ekspertkami.
Zapraszam do czytania numeru zero, który publikujemy dziś, podczas XVI Kongresu Kobiet. Dziś chcemy poinformować, czym będziemy się w naszym piśmie zajmować. Zapraszam do współtworzenia pisma. Pierwszy numer ukaże się 25 listopada, w Dzień Eliminacji Przemocy wobec Kobiet – czas wybrany z przekorą i symbolicznie, bo choć to dzień, kiedy o przemocy dużo się mówi i pisze, z tych słów wciąż niewiele wynika. 25 listopada to też, o ironio, Dzień Pluszowego Misia.
Będzie Głośno! Kobiety o przemocy – ani minuty milczenia.
Niech płonie!
Anita Deskiewicz
Redaktorka Naczelna z Zespołem