Aberracja

Numer:

Z traumą, zwłaszcza tą złożoną, nabytą w bliskim związku, jest taka sprawa, że choć to dowód na przestępstwo, to ani sądy, ani prokuratura, o policji nie wspominając, nie traktują jej poważnie. Co, rzecz jasna, służy sprawcom. 

Nikt nie diagnozuje traumy u ofiar przemocy, tego nie ma w standardach. Oczywiście poszkodowana sama może udać się do psychotraumatologa, a on, po wywiadzie, testach i badaniach, może wydać jej dokument zaświadczający o jej CPTSD – pytanie tylko, po co?

Po co, skoro – powtórzmy, bo to warte powtórzenia – trauma i jej symptomy, będące odpowiedzią organizmu na doznaną przemoc, to dla polskiego wymiaru sprawiedliwości żaden dowód maltretowania. Ba, czasem obdukcja ciała, widoczne jak na dłoni rany fizyczne nie są dowodem, cóż dopiero obdukcja psychiki.  

System nie uznaje w przeważającej większości przypadków, że wynikiem przemocy psychicznej, fizycznej czy finansowej mogą być rany zadane emocjom, których nie widać gołym okiem. Niestabilność, skłonność do przesady i dramy, afektywność, uczuciowe defekty, dygot – wszystkie te objawy traumy są traktowane jak cechy osoby pokrzywdzonej. 

Tak odbierana ofiara nie może być źródłem wiarygodnych informacji. Nie może być partnerem w rzeczowym, opartym na logice, a nie na emocjach, procesie sądowym. Ne może być traktowana wnikliwie, z należytą uwagą. Zamiast tego pojawia się zniecierpliwienie, protekcjonalność, cała ta, jakże znajoma, pobłażliwość granicząca z pogardą.

Jest całkowitą aberracją, że CPTSD, tak istotny dowód w sprawie o przemoc, nie jest w ogóle brane pod uwagę w wymiarze sprawiedliwości. Czym zatem nazwać używanie CPTSD jako dowodu wymierzonego przeciwko poszkodowanym? Aberracją do potęgi? 

Kobietom każe się ukrywać własną traumę – ten dowód naukowy, medyczny, niepodważalny – pod groźbą kar i sankcji. Rzekoma ofiara (rzekoma, bo jako dowód krzywd system ma tylko jej słowa przeciwko słowom rzekomego sprawcy) jest tak zaburzona, że na widok swojego dawnego partnera wpada w stupor lub panikę, płacze, jąka się, wybiega z sali, myli fakty, drży – więc jej zeznania nie zostaną potraktowane poważnie. Czyż nie przesadza? Czy nie kłamie? Czy nie potrzebuje leczenia, skoro widać, że rzeczywistość ją przerasta? Czy w ogóle można dać jej pod opiekę dzieci?

Na tle doświadczających pełnoobjawowej traumy ofiar sprawcy przedstawiają się znakomicie. Są spokojni i rzeczowi. Mówią w sposób wiarygodny i logiczny. Zero objawów paniki. Zero zaburzeń mowy i zero nerwowości. Sprawcy budzą sympatię, składając zeznania, zwłaszcza ci co bardziej cyniczni, którzy okazują współczucie swoim dawnym partnerkom i zatroskanie o ich zdrowie psychiczne oraz objawy „histerii”. To im, sprawcom, daje się wiarę. 

Ewidentny dowód, którym jest trauma, z pola widzenia sądów usuwają również adwokaci poszkodowanych: proszę się uspokoić, bo sąd pani nie uwierzy.  Proszę powściągnąć emocje, sala sądowa tego nie lubi. Proszę wziąć jakieś leki i nie epatować swoim stanem podczas walki o opiekę nad dziećmi, bo sąd uzna, że brak pani kompetencji rodzicielskich. 

Aberracja goni aberrację i w pewnym sensie mogłoby to być nawet śmieszne, gdyby nie było standardem, gdyby nie niosło tyle cierpienia i gdyby nie motywacje, którymi kieruje się wymiar sprawiedliwości: ochrona sprawców, za wszelką cenę.

W poprzednich numerach: