Bełkocząc o kubkach

Numer:

Evan Stark w swojej książce „Coercive Control. How Men Entrap Women in Personal Life” („Zniewolenie i kontrola. W jaki sposób mężczyźni usidlają kobiety w życiu osobistym”, 2007) pisze, że przemoc nie polega, jak myśli większość, na brutalnych aktach fizycznych nadużyć, pobiciach, awanturach czy zastraszaniu. Przemoc, ta najtrudniejsza do udowodnienia, to zwykle drobne korekty zachowań w życiu codziennym, którym kobiety są poddawane.

Strategie władzy, kontroli i zniewolenia to w przeważających przypadkach rozwijające się niezauważalnie i następujące po sobie minimalne akty kontroli, wyrafinowane formy upokarzania, mikrozarządzanie czy wpływanie na zachowanie ofiary – tak drobne, że żaden z nich nie jest na tyle oczywisty i wyraźny, by wzbudzić czujność czy wywołać reakcje obronne. 

Ich istotą nie jest siła, ale efekt ich kumulacji w czasie: stopniowe nagromadzenie aktów kontroli, delikatnych i subtelnych, w taki sposób, by poszkodowana się nie zorientowała. Wtedy lista zachowań sprawcy jest trudna do opisania, niemożliwa do ujęcia w słowa, wręcz absurdalna i kiedy ktoś zapyta: co on ci właściwie zrobił? – robimy się zupełnie bezradne. Pojawia się wówczas ogromny problem z nazwaniem działań przemocowych, które wydają być (dla nas samych i dla osób postronnych) drobnymi utarczkami, ot, docieraniem się pary, przedstawianiem różnych punktów widzenia. W rzeczywistości, pisze Stark, działania te prowadzą do dezorientacji, życia w ciągłym napięciu, narastającego lęku – a jego źródłem jest właśnie opresyjna kontrola, polegająca na narzucaniu kobietom woli i oczekiwanie podporządkowania się jej.  

Dlaczego ZNOWU (kochanie) mnie nie posłuchałaś? – pyta sprawca. Dlaczego WCIĄŻ jesteś (słonko) taka uparta? ILE RAZY (najdroższa) musimy do tego wracać? NAWET TEGO (misiu) nie możesz zrozumieć? Kubki stawiamy NA TEJ półce (mój kwiatuszku). Zmywarkę (moja miła) włączamy TYLKO w nocy. Zakupy robimy W TYM sklepie. Rodzinę przyjmujemy WYŁĄCZNIE w sobotę. Obiad POWINIEN składać się z dwóch dań. Płaczących dzieci NIGDY nie bierzemy na ręce. WOLAŁEM CIĘ w tamtej sukience. NAWET TEGO nie potrafisz (skarbie)? Czy NAPRAWDĘ (głupolku) tak trudno to pojąć?

Zwyczajne zdania, wplecione w zwyczajne rozmowy, opakowane w „troskę” – a w rzeczywistości w przemoc, której formy są spersonalizowane, dokładnie, z rozmysłem, dobrane do konkretnej osoby. Sprawca wykorzystuje zdobytą w bliskim kontakcie z kobietą wiedzę o jej wartościach, słabościach, przeszłości i nadziejach, używa jej, by partnerkę sobie podporządkować. To właśnie dlatego opresyjna kontrola jest tak dewastująca: jej skuteczność wynika z faktu, że zawsze jest oryginalna, dopasowana do osoby i kontekstu, odnosi się do unikalnych cech kobiety, przeciwko której jest stosowana.

Kiedy mówimy o tej formie przemocy, nie możemy pominąć aspektu kulturowego. Jesteśmy socjalizowane w taki sposób, by szukać kompromisów, ustępować, poddawać się presji, po to, aby konflikt nie eskalował. Uczy się nas, że stawianie granic jest wyrazem upartości i egoizmu, a zawarta w korygujących działaniach „troska” to przejaw miłości. Zatem odrzucanie ich jest odrzucaniem uczucia. Po co, pytamy same siebie, upieram się przy tak drobnej sprawie, nic się nie stanie, jeśli ustąpię. Następnym razem on ustąpi, na tym polega bycie razem. Niestety, następnym razem to znów my musimy ustąpić. Patriarchalna kultura wymaga od kobiet uznania, że mężczyźni są ważniejsi, że mają więcej praw i że mogą nas  pouczać i korygować. Opresyjna kontrola wykorzystuje te przekonania, wpajane nam, podprogowo, od dzieciństwa.  

Opresyjna kontrola to pułapka, w którą wpada wiele kobiet i jest to pułapka na kilku poziomach. Mamy odgrywać narzuconą nam rolę, bez oznak niesubordynacji czy buntu. I ulec, usidlone w nieokreślonej klatce nakazów, zakazów i oczekiwań.  Każda próba obrony naszej wolności i prawa do samostanowienia wywołuje nasiloną reakcję sprawców – im bardziej walczymy, im bardziej staramy się z niej wyrwać, z tym mocniejszymi karami się stykamy. Przemoc zaczyna eskalować, a im jest silniejsza, tym większą czujemy izolację, niezrozumienie, samotność i zagubienie.

Stark pisze, że nie wielkość czy siła pojedynczych aktów zniewolenia odgrywa tu kluczową rolę, ale ich ciągłość, stała obecność w codziennym życiu. Jej celem jest zniszczenie kobiecej autonomii – i tak kruchej, naznaczonej niepewnością – i doprowadzenie do pełnego podporządkowania. Sprawca zrobi wszystko, by udowodnić, że jego intencje są czyste, a problemem jest kobieta, która nie umie współistnieć w związku, jest nadwrażliwa, kłótliwa, samolubna. Nie kocha.

Kluczem do skutecznego używania tej formy manipulacji jest wyczucie przez sprawcę subtelnej granicy między troską czy bliskością, tak oczekiwaną w intymnej relacji, a bezlitosną kontrolą, niszczącą wolność partnerki. Granica jest niezauważalnie przekraczana raz, drugi, trzeci, aż wreszcie przemoc staje się normą. Delikatne sterowanie między piętrzącą się listą wymagań i następujących po nich rozczarowań sprawcy a zadowoleniem z posłuszeństwa i nagrodą serwowaną za spełnione oczekiwania, czyni cuda: dzięki nieustannej kontroli sprawca zaczyna sprawować nad partnerką pełną władzę. 

Ukoronowaniem działań agresora jest nieustająca frustracja jego ofiary, lęk, dezorientacja, utrata poczucia własnej wartości i wiary w siebie, jej poczucie niedoskonałości i wybrakowania, które skutkuje ciągłą gotowością do starania się, byle tylko nie dać powodów do kolejnej reprymendy. Nagrodą dla niego staje się narastające u kobiety poczucie winy, że ponownie zawiodła oraz całkowite jej skupienie się na potrzebach sprawcy; tym samym staje się on centralnym punktem domowej rzeczywistości. Nikt i nic nie jest od niego ważniejsze. Dopiął celu.

Pułapką jest też zwyczajność tej formy przemocy, jej pospolitość, i codzienność, która jest nią naznaczona. Podtrzymywanie opresji w małych dawkach odbiera kobietom możliwość jej rozpoznania, reagowania, walki czy poszukiwania pomocy.

Perfidia opresyjnej kontroli, tych małych bezustannych przypierdolek, ma też inny ważny wymiar: uniemożliwia w zasadzie poszukiwanie pomocy. Doświadczeń nie da się łatwo ubrać w słowa, a w obecnym systemie wsparcia poszkodowanych przemocą wszystko opiera się na wywiadzie: ofiara musi jasno i klarownie zrelacjonować to, co się wydarzyło. Tylko wtedy, ewentualnie, służby zareagują. Czyn musi nosić znamiona przestępstwa. Musi być konkretny, zagrażający zdrowiu, życiu, bezpieczeństwu. Musi odpowiadać wybranym paragrafom. W tym wypadku nie dość, że sytuacji przemocowych jest multum, a każda tak trywialna, że aż budząca uśmiech słuchaczy, to jeszcze same ofiary, straumatyzowane i doprowadzone do wyczerpania, nie umieją wyrazić, co się dzieje. Kapitulują. Czują, że same się ośmieszają. Wątpią w swój ogląd sytuacji. 

Służby chcą konkretów – oczekuje ich policja, prokuratura, sądy. Ich pracownicy nie szkolą się z coercive control, a powinni, bo – jak wskazuje Stark – ta forma opresji to atak na prawa człowieka. Służby nie mają zielonego pojęcia o dewastacji psychicznej, jaką ta forma przemocy za sobą pociąga. Nie traktują poważnie spraw, w których problemem jest papier toaletowy, który ma być WYŁĄCZNIE tej, a nie innej marki. Nie reagują, bo dla nich to banalna małżeńska sprzeczka, niedogadanie, próba sił i nic więcej. Zaś poszkodowana, rozdygotana, bełkocząca coś o kubkach i sukience, twierdząca, że boi się partnera i chce jego ukarania, z pewnością przesadza, histeryzuje, jest niewiarygodna.

W Irlandii Północnej, w Walii i Anglii coercive control jest karany; sprawcy grozi do pięciu lat więzienia.

W poprzednich numerach: