Nie dostrzegamy kultury, w której żyjemy. Wzrastamy w niej i w ten sposób, naturalnie, staje się przezroczysta niczym powietrze. Otacza nas i jest w nas. Kultura wpływa na to, jak postrzegamy siebie i innych. Co myślimy o świecie. Jakie są nasze przekonania. W co wierzymy. Jak widzimy naszą rolę, jako kobiety i matki. Jakie mamy prawa. Co nam wolno, a czego nie wolno.
Kultura tworzy nasz świat, a jednocześnie jest jej tworzywem. Przenika w literaturę, w filmy, seriale i w teksty piosenek, w spoty i billboardy reklamowe. Stąd czerpiemy wzorce, tu podpatrujemy, czym jest miłość i jak powinna wyglądać, a jeśli niesie cierpienie, to tu się nauczymy, że ono uszlachetnia. Wytworem kultury jest prawo, ta umowa społeczna, która utrzymuje porządek stworzony przez mężczyzn. Kultura jest w mediach, także w tym, jak piszą i mówią o przemocy, ilustrując teksty zdjęciami pobitych kobiet, jakby przemoc miała wymiar jedynie fizyczny. Kultura jest w sztuce, w której byłyśmy jedynie muzami wielkich mistrzów. Kultura jest w historii, w której kobiety niemal nie istnieją, bo ich miejsce było (lub z założenia miało być) w domu, przy garach, dzieciach i starcach. Kultura jest w przekonaniach, jaka powinna być kobieta. Kultura jest w wychowaniu, któremu zostałyśmy poddane – w celu socjalizacji.
Uczono nas, że dziewczynki są grzeczne, czyste i posłuszne. Dobrze się uczą i nie sprawiają kłopotów. Są opiekuńcze, wyrozumiałe i cierpliwe w sytuacji konfliktu ustępują, mając na uwadze innych. Takie dziewczynki zasługują na nagrodę. „Złe” dziewczynki się karze, bo to niedobre dziewczynki są. Należy je napiętnować, zawstydzić i najlepiej ich unikać.
Kultura, w której żyjemy, potrzebuje grzecznych dziewczynek, bo z nich wyrastają grzeczne kobiety.
Kobiety potulne, wytrenowane w tłumieniu gniewu i oporu, bezkrytyczne, pokorne, miłe, koncyliacyjne. Kobiety szanujące hierarchię, podporządkowane autorytetom, wypełniające z przyjemnością narzucone im role, pracowite, pilne i dokładne. Kobiety samice, rozpłodowe i zawsze gotowe do użycia, zatem obowiązkowo śliczne, szczupłe, wiecznie młode, o wypukłych ustach i jędrnych piersiach, zadbane, atrakcyjne, ale z poczuciem nieokreślonej niedoskonałości, której oczywiście powinny się wstydzić. Kobiety podniecające i troskliwe – kurwy i samarytanki w jednym – chętne i oddane, dbające o dobro wszystkich, tylko nie o swoje. Okej, może i niegłupie, ale bez przesady, robiące karierę, ale bez przesady, martwiące się, ale też bez przesady. Kobiety poświęcające wszystko dla dzieci, uśmiechnięte, ogarniające dom i pracę, skromne i zgodne, kobiety w lęku, że zostaną ocenione i osądzone, z poczuciem bycia „słabszą płcią” – tego kultura od nas wymaga, bo to patriarchalna kultura. I za spełnienie tych wymagań, jak obiecuje, nas nagrodzi, ułudą raju.
Socjalizacja sprawia, że wymagania kultury stają się naszymi wymaganiami. Oczekiwania płyną z zewnątrz, a my je asymilujemy i wewnętrznie czujemy, że musimy im sprostać. Staramy się, bo chcemy być prawdziwymi kobietami i dobrymi matkami. Tylko wtedy możemy czuć się bezpiecznie, bo już od dziecka wiemy, że tylko wówczas nikt nas nie oceni, nie napiętnuje, nie ukarze. Problem w tym, że to nieprawda, bo przemoc dotyka nas wszystkie, jakkolwiek byśmy się starały. Bez względu na to, jak bardzo jesteśmy grzeczne, przemoc wobec nas nie zniknie – bo przemoc to kaprys i potrzeba sprawców. Dla nich nigdy nie jesteśmy i nigdy nie będziemy dość dobre: dość miłe, dość bezkrytyczne, dość pracowite i dość uległe. Ich z kolei patriarchalna kultura nauczyła, że mamy się im podporządkować, że jesteśmy ich własnością i że taki jest porządek rzeczy. To przyszło z zewnątrz, a oni to zasymilowali, a następnie uznali za swoje, bo to wizja, w której czują się bogami.
Kiedy zaczynamy dostrzegać powietrze, którym oddychamy, kiedy zaczynamy dostrzegać skutki socjalizacji i je nazywać – zamieniamy się w złe, podłe, nieobliczalne kobiety. Zmieniamy się w manipulantki i histeryczki, kiedy mówimy o przemocy. Stajemy się wariatkami, kiedy jako feministki walczymy o swoje prawa. Stajemy się niebezpiecznymi degeneratkami, które przeciwstawiają się tradycji i tak zwanym rodzinnym wartościom. Patriarchat ma narzędzia do walki z buntowniczkami. Patriarchat bowiem nie lubi niepokory. Patriarchat nie lubi myślących kobiet – one zagrażają jego istnieniu.
Kultura to nie tylko słowa i obrazy. To także znaki, kody kulturowe, jak Ewa – kusicielka, intrygantka, manipulantka, interesowna, zła kobieta, symbol wszystkich kobiet i symbol wygnania z raju. Praprzyczyna ludzkiego cierpienia i upadku. Istota ułomna, stworzona z żebra mężczyzny, jakiś kikut człowiekopodobny, wybrakowana istota. Gdyby nie ona, jak głosi podanie, żylibyśmy jak pączki w maśle. Gdyby tylko się podporządkowała.
Dostrzegając wszechobecną patriarchalną kulturę, możemy na nowo odczytywać kody i przesłania, zawłaszczane przez wieki. Możemy dziś postrzegać Ewę jako uosobienie kobiecego nieposłuszeństwa, buntu przeciwko zakazom i autorytetom, symbol odwagi w zakwestionowaniu hierarchii i w wypowiedzeniu podległości. Możemy zobaczyć Ewę jako tę, która zaryzykowała wszystko, by żyć po swojemu, gotową decydować o sobie, wbrew grożącej jej karze.
Symbol pierwszej kobiety, która raj obiecany (bądź grzeczna, a będzie dobrze) potraktowała jako opresję.