Do Adama Bodnara

Numer:

Szanowny Panie Adamie Bodnarze, Ministrze Sprawiedliwości, człowieku z żelaza i spiżu, opoko poszkodowanych, niezłomny strażniku Konstytucji i praw człowieka, mieczu samurajski na bandyckie czyny, śmiałku, co się kulom bezprawia nie kłaniał, żywy pomniku najwyższych zasad moralnych, wzorze cnót i wszelakiej nieugiętości, miotło gorejąca, usuwająca zaprzańców i wiarołomców!

Może zerkniesz na dół, z wysokości tronu – i popatrzysz na to, co zadziewa się w polskich sądach rodzinnych? Albo w prokuraturach? Lub w OZSS-ach? Choćby jednym okiem, choćby przez chwilę? Tak na momencik, pomiędzy czyszczeniem berła i złotych epoletów? 

Kobiety też paliły światełka pod sądami i też, w czasach ciemnoty, machały białymi różami, też zdzierały gardła, krzycząc: k-o-n-s-t-y-t-u-c-j-a!, i też miały nadzieję na życie w demokratycznym kraju, co pewnie umknęło Ci w szale walki o praworządność. Więc, z łaski majestatu, rusz cztery szlachetne litery i zacznij robić tam porządek.

W poprzednich numerach: